Drukuj
(Artykuł przeczytasz w 4 - 7 minut)

qr code mobilnemini androidGlucholazyonline.com.pl w Twoim smartfonie!

Masz dla nas temat? Wyślij foto i opis poprzez aplikację mobilną. To najszybszy sposób na dotarcie do czytelników.

Najnowsze wiadomości i informacje o mieście w jednej aplikacji!

Aplikację na smartfony z systemem Android pobierzesz tutaj.




Przeczytano 0%

img 20170701 195758
Wracamy do głośnej sprawy psa, który został uśpiony w Jarnołtówku w sobotę, 1 lipca br. Według wielu osób związanych z ochroną zwierząt, to było morderstwo, bestialskie zabójstwo bezbronnego zwierzęcia. Na profilach FB poświęconych obrońcom zwierząt pod adresem OSP Jarnołtówek, Straży Miejskiej i samego weterynarza padają najgorsze możliwe inwektywy a nawet groźby karalne. Ludzie na tych profilach nie przebierają w słowach, ale groźby typu (cytujemy z posiadanych zrzutów ekranowych): "do gazu z nimi", "zajebałbym ich żywcem", "powystrzelać te mendy, brak słów dla jełopów", "jacy wspaniali strażacy, gratulacje dla tych skurwieli, będziecie zdychać w pożarach" są karalne.



 O sprawie zrobiło się głośno za sprawą opolskiego wydania "Gazety Wyborczej", której autor dał się ponieść emocjom i swój artykuł oparł na hejcie, jaki wokół sprawy narósł w mediach społecznościowych. Artykuł opisuje nieprawdę, opierając się na wymyślonych przez obrońców zwierząt hipotezach dotyczących akcji. Wszak przecież nikogo z tych obrońców nie było na miejscu akcji, więc wymyślanie opisów, sugerowanie użycia przeciwko psu takich narzędzi jak widły jest co najmniej nie na miejscu. Wobec dziennika i dziennikarza, który w tak oczywisty podważył rzetelność dziennikarską wystąpił komendant Straży Miejskiej, który żąda sprostowania treści artykułu oraz komendant OSP Jarnołtówek, który w komentarzu pod artykułem pisze:

Mail wysłany do P. redaktor z Gazety Wyborczej.

W związku z pojawiającymi się komentarzami nawołującymi do popełnienia przestępstwa wobec ludzi z OSP Jarnołtówek (proszę przeczytać komentarze pod Pani artykułem) konsultujemy sprawę z prawnikami i skierujemy sprawę do prokuratury rejonowej w Prudniku składając odpowiednie zawiadomienie. Ponadto wystąpimy z wnioskiem o wszczęcie postępowania wyjaśniającego mającego na celu stwierdzenie przyczyn uśpienia psa i wykluczenia podejrzeń kierowanych w naszą stronę o spowodowanie ran u tego psa. Nie dotknęliśmy psa ręka a co dopiero jakimkolwiek narzędziem.
Andrzej Kozakiewicz

O sprawie pisaliśmy tu: Mleko się rozlało. Jak było naprawdę?

Tymczasem obrońcy zwierząt nie próżnują i oprócz pracy nad zainteresowaniem sprawą prokuratury, wysyłają pisma do Urzędu Miejskiego w Głuchołazach oraz do komendanta Straży Miejskiej. Treści listów urząd nie ujawnia. Stąd możemy tylko pisać, na podstawie informacji, że takie do urzędu przychodzą. 

Obiecaliśmy w poprzednim artykule, że po otrzymaniu wyjaśnień od weterynarza, zaktualizujemy temat. Jednak ten urósł do tego stopnia, że poświęcamy na kontynuację sprawy jeszcze jeden artykuł. 

Na podstawie relacji świadków możemy już teraz napisać, że na tym feralnym zdjęciu nie ma postaci weterynarza. Osoba stojąca z bronią do usypiania zwierząt to mieszkaniec Jarnołtówka, który po prostu pomagając w akcji, trzymał broń weterynarza. Wyciąganie przez obrońców zwierząt pochopnych wniosków, jakoby to doktor "mengele" na zdjęciu uśmiecha się z powodzenia akcji jest niewłaściwe. Podobnie jak opisywanie, z jakim to heroizmem strażak z widłami terroryzował psa. Niestety, takie własnie wpisy można czytać na FB. A wszystko z powodu jednego, niefortunnego zdjęcia.

Oto wyjaśnienia lekarza weterynarza ze schroniska w Konradowej:

(...)To zdjęcie to po prostu dramat. 

Pies miał ranę kłutą jamy brzusznej, z której wysypywały się larwy much. Miał rany po lewej stronie, rany na skórze w okolicach stawu biodrowego i w okolicach karku, z których również wysypywały się larwy much. 

Cała skóra była pokryta larwami much. Ten pies musiał przejść jakąś straszną, traumatyczną "przygodę". Pies powłóczył nogami. To, że my wszyscy braliśmy udział w tym i on był wyganiany z chaszczy, bo nie można było do niego oddać strzału z broni Palmera, bo tą broń można użyć tylko na płaskiej powierzchni, gdzie nie ma przeszkód by oddać efektywny strzał. Pies się tak ukrył w tych chaszczach, że mieliśmy zrezygnować z akcji. Ale wspólną decyzją straży Pożarnej i Miejskiej było wyciągniecie tego psa. Pies nie był rokujący na jakiekolwiek leczenie.  Wiek psa był zaawansowany, powyżej 9 roku życia, co można poznać po zębach i zmianach w obrębie jamy ustnej. 

W południe ten pies jeszcze się jakoś poruszał i wszedł do rzeki. Natomiast gdy ja przyjechałem o godzinie 18.30- 19, to pies był już w takim stanie, że miał jeszcze siły schować się przed nami w krzakach. Ja podałem mu leki, które działają przeciwbólowo i wyciszają psa do badań. Żałuję sam, że nie zrobiłem zdjęć. Pies był wyczerpany i w agonii. Skróciłem mu cierpienie. Nieszczęsne jest to zdjęcie, które się pokazało. Ci strażacy przeczesywali ten teren, bo wbrew pozorom on nie był mały. Bo bez nich zrezygnowałbym. Kto był właścicielem, bo ten pies przeszedł coś strasznego, bo jeżeli on był katowany to należy to ustalić.. Jest mi niezmiernie  przykro, że cała sytuacja jest nagłaśniania. Czuje się, jakbym był najgorszym, doktorem "mengele". Nie będę więcej jeździł na akcje do Głuchołaz, bo sobie tego nie wyobrażam. Mam obowiązek pełnienia dyżuru dla miasta Nysy, Paczkowa, gminy Kamiennik i Skoroszycze.  Ten pies do rana w niedzielę by skonał tam. 

Pies nie był poddany eutanazji, bo miałem takie widzi mi się. Bo mam obowiązek chronić życie. Ale po obdukcji tu nie było szans na przeżycie. (...)

Dodajmy od siebie, że weterynarz jako jedyny pojechał do Jarnołtówka, bo inni, do których dzwoniła z prośbą o pomoc Straż Miejska po prostu miała wyłączone telefony (sobota). 

Otrzymaliśmy także relacje świadka, Radnego Adama Łabazy, który był na miejscu od początku akcji:

(...)Widły służyły tym strażakom do odgarniania trawy i pomocy przy chodzeniu po szuwarach.

Ja tam byłem od początku, jak tylko dostałem sygnał od komendanta SM, po telefonie na 112 z prośbą o zlokalizowanie miejsca pobytu tego psa. Ten pies leżał w rzece. 

Tam jeden z mieszkańców chciał podejść do niego, ale ten z już z dużej odległości szczerzył zęby. Pies był już dwa dni wcześniej widziany w Jarnołtówku. 

Pan Tomaszewski podszedł do niego i już było widać, że ma larwy much na jednej z łopatek. Chcieliśmy mu pomóc. Ale nie dało się podejść. Potem przyjechał weterynarz, ale wówczas pies wczołgał się w trawy i nie mogliśmy go znaleźć. Tam są trawy wyższe od dorosłego człowieka. 

Ten pies przyszedł z Czech. Tu nikt takiego psa nie miał. Strasznie śmierdział gnijącym mięsem. Wychodziły z niego muchy. Jak już był na leku uspokajającym i lekarz go położył, to w pachwinie miał paskudną ranę, z której coś wyłaziło. Nie wiem czy to larwy czy jelita. Pies miał długowłose umaszczenie, nie widać ran. Dopiero po podaniu środka usypiającego, gdy spał, było te wszystkie rany widać. (...)

Do sprawy włączył się, po fali hejtu, nieprawdziwych informacji, które podawano w mediach społecznościowych na podstawie jednego zdjęcia, inny lekarz weterynarii, który tak pisze  do Straży Miejskiej, Policji w Głuchołazach i Nysie zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa.

 (usunięto z treści listu nazwiska wymienionych osób - red. )

Lublin, 08 lipca 2017 r.

        Komendant Straży Miejskiej w Głuchołazach

                   Komenda Powiatowa Policji w Głuchołazach

                   Rzecznik prasowy KPP w Nysie

04 lipca br ( 2017 ) przeglądając strony portalu społecznościowego Facebook znalazłem post na temat akcji schwytania agresywnego psa. Akcją kierowali strażacy z Ochotniczej Straży Pożarnej z Jarnołtówka. Zaangażowany był także uprawniony do odławiania zwierząt lekarz medycyny weterynaryjnej. 

Śledząc wpisy w poście, który umieściła Pani Małgorzata K. jestem oburzony zachowaniem ludzi komentujących na Fb to zdarzenie. Dotyczy to przede wszystkim autorki wątku Pani Małgorzaty K.  i jednej z dyskutantek, Pani Haliny N. Osoby te nie znając szczegółów konkretnego zdarzenia, ani też nie posiadając wiedzy merytorycznej z zakresu odławiania zwierząt dzikich i niebezpiecznych - dokonują za pośrednictwem portalu społecznościowego Facebook samosądu. Publikując wizerunek osób odławiających psa, oraz komentując zdarzenie - podsycają falę nienawiści wobec osób zaangażowanych w akcję odłowienia rzeczonego psa ze zdjęcia. Jako jedna z osób merytorycznie komentujących wątek jestem oburzony zachowaniem obu Pań, które uzurpują sobie prawo do merytorycznej oceny tej akcji. 

Uważam, że takie zachowanie i nawoływanie do przemocy podżega falę nienawiści wobec ludzi. Tym bardziej, że Straż Miejska w Głuchołazach udzieliła szczegółowych informacji o zdarzeniu. Pies został po schwytaniu zbadany przez lekarza med. weterynaryjnej. Z uwagi na rozległe obrażenia został poddany eutanazji ze względów humanitarnych i epidemiologicznych. Wyjaśnienie takie zostało umieszczone na stronie internetowej Straży Miejskiej w Głuchołazach. Obie panie piszą, że informacja została przez Straż Miejską sfałszowana, by ukryć przestępstwo, tj znęcanie się nad psem i bezpodstawne poddanie go eutanazji. Na portalu społecznościowym zdarzenie jest cały czas komentowane w sposób urągający wszelkim normom etycznym. Proszę o podjęcie jakichkolwiek działań, które spowodują definitywne zamknięcie tej sprawy. W załączeniu tzw. printscreeny z Facebooka.

Grzegorz Zabłocki

Lekarz medycyny weterynaryjnej, anestezjolog.

 

Udostępnij i polub nas!

Polub w FacebookPolub w Google PlusPolub w TwitterPolub w LinkedIn


1 Nie lubię2