-
Opublikowano: 16 grudzień 2018
-
Odsłony: 2126
(Artykuł przeczytasz w 2 - 3 minut)
Historia zaczerpnięta z życia. Rozmawiałam ze znajomą, która otworzyła serce przede mną. Bardzo dręczą ją wyrzuty sumienia i nurtuje pytanie: czy słusznie postąpiła? Opowiedziała mi perypetie swojego życia. Płakała dając upust swoim negatywnym emocjom.
Początki jej znajomości z mężczyzną, z którym zawarła związek małżeński napawały ją euforią. Była tak bardzo zadowolona, że taki przystojny, elokwentny i szarmancki mężczyzna zwrócił właśnie na nią uwagę. Emanowała szczęściem.
Sielanka jednak nie trwała długo.
Nie mogła uwierzyć, że facet, który ją tak zauroczył okazał się zwykłym draniem. Zmienił się diametralnie.
W związku zaczęły pojawiać się coraz częstsze scysje. Powody były prozaiczne (np.: niesmaczny obiad). Następnie okazało się, że dopuszcza się zdrad, które z upływem czasu stały się notoryczne. Nie odczuwał żadnych skrupułów widząc jej łzy cierpienia. Sarkazmy, drwiny pod jej adresem były bardzo bolesne. A ataki jego bezzasadnej furii pojawiały się coraz częściej. Przeżywała prawdziwą gehennę. Strach, przerażenie w jakim humorze mąż wróci z pracy. Zadawała sobie pytanie: czy będzie poirytowany, rozjuszony i będzie szukał pretekstu do kolejnej kontrowersji? Usiłowała przejąć inicjatywę i przedyskutować co jest powodem dysharmonii pomiędzy nimi. Chciała początkowo ratować to małżeństwo. Niestety bez rezultatu. Ignorował jej próby nawiązania kontaktu i bagatelizował próby doprowadzenia do komitywy. Nie potrafiła już więcej wybaczać ekscesów, impertynencji, upokorzeń. Sceptycznie podchodziła do wspólnej przyszłości.
Zdarzyły się nawet incydenty, w których doszło do rękoczynów. Był impulsywny. Szukała pomocy u sąsiadów, którzy poprosili o interwencję policji. Uspokoiło się, ale na krótki czas. Ten fakt przeważył szalę goryczy i z determinacją podjęła decyzję o złożeniu pozwu rozwodowego. Była świadoma, że to nie są epizody, zdarzenia, które nie odegrały żadnego znaczenia. Wręcz przeciwnie – po konsultacji z psychologiem dowiedziała się, że jak już raz odważył się uderzyć to nie zawaha się przed kolejnym wymierzeniem ciosu. Nieustannie doświadczała katuszy. Teraz po wielu refleksjach cieszy się, że dziecka, o którym tak marzyła jednak nie urodziła. Miała problemy z zajściem w ciążę. Dziecko wychowywałoby się w patologicznej rodzinie. Zdegenerowane i zdemoralizowane otoczenie (przyjaciele męża przychodzący w odwiedziny z flaszkami i ciągła wrzawa, śpiewy itp.) uniemożliwiałyby normalne wychowywanie.
A gdyby tak mąż maltretowałby również to niewinne dzieciątko?
Wychodząc z sali sądowej odczuła ulgę i odzyskała motywację, chęć do życia. Niestety rodzina nie przyjęła tego faktu z entuzjazmem a wręcz przeciwnie kobieta spotkała się z dezaprobatą. Rodzice nie wiedzieli nic o tym, że wniosła pozew o rozwód. Dla nich to hańba i kompromitacja. „Co ludzie powiedzą?’” Ich obiekcje wynikały ze wstydu, żenady przed sąsiadami, że córka złamała przysięgę małżeńską. Była chrześcijanką i nie miała złych intencji. Po prostu nie wytrzymała życia w cierpieniu psychicznym, fizycznym i w kieracie (gotowanie, sprzątanie i to dla osoby, która wyrządzała jej tyle krzywdy). Rodzice zerwali kontakt z pierworodną. Czy po takich przykrościach, których doznała zasłużyła na potępienie?
Foto: Pixabay
Dobry artykuł!0
Nie lubię0