-
Nadrzędna kategoria: Aktualności
-
Opublikowano: 26 lipiec 2019
-
Poprawiono: 27 lipiec 2019
-
26 Lip 2019
-
Odsłony: 4589
(Artykuł przeczytasz w 3 - 5 minut)
Wczoraj, około godziny 15-stej pewien obywatel, będąc pod wpływem alkoholu chodził po aucie. Ot tak, po prostu, spacerował sobie po masce, dachu i bagażniku samochodu. Potem położył się przed jednym ze sklepów, zaczepiał przechodni.
Jak relacjonuje świadek, nikt nie mógł z nim zrobić cokolwiek. Wprawdzie, wezwana w końcu Policja zakuła Pana G. i nawet, na koszt podatnika zasponsorowała bezpłatną rundkę honorową na słynną Grunwaldzką, to po spisaniu danych i wystawieniu mandatu za zakłócanie ładu i porządku publicznego , G. wypuściła.
Oto, co pisze świadek:
Środek dnia, koło godziny 15. Pijany mężczyzna chodzi po samochodzie na rynku, zaczepia przechodniów i leży przy sklepach, strasząc wszystkich w koło. Co na to straż miejska? Poprosiła go, żeby nie pił na chodniku tylko usiadł na ławeczce. Później gdy już zaniemógł położył się pod sklepem, stał przy nim burmistrz, który nie był chyba zdziwiony tym widokiem bo skwitował to mówiąc, że to typowe dla tego pijaka. Skoro "typowe" to może by trzeba było coś z tym w końcu zrobić? Strach zostawiać samochód na rynku, nie wiadomo co można później zastać.
Aktualizacja: Jak wyjaśnia Burmistrz, Edward Szupryczyński, wersja wydarzeń opisana przez świadka jest przedstawiona jednostronnie. - Byłem już dawno po pracy (ok. 16-stej), gdy ten człowiek siedział na krawężniku. Nim doszedłem do swojego auta, już leżał na jezdni. Razem z drugą, towarzyszącą mi osobą, przeciągaliśmy człowieka na chodnik. W tym czasie przeszło i przejechało obok kilka osób - nikt się nie zatrzymał, zainteresował. Nie musiałem się zatrzymywać. Nie musiałem pomagać. Ale nikt nie reagował. Zadzwoniliśmy na 112 i ponad pół godziny oczekiwaliśmy na przyjazd pomocy. W tym czasie wokół zgromadziło się kilka osób, które zainteresowały się tym, co się dzieje. Uspokajaliśmy tych ludzi, mówiąc że sytuacja jest opanowana, służby wezwane. Nie było określenia, że "to typowe dla tego pijaka". Uspokajaliśmy ludzi, którzy zainteresowali się sytuacją, mówiąc, że nic się nie dzieje, że to na pewno człowiek wypity. Znam tego człowieka, i wiem, że to jego typowe zachowanie, tym bardziej, że później, po otrzeźwieniu szydził, że znowu nas wszystkich "przerobił". Gdy przyjechał partol Policji, wpadł w furię szamocąc się w momencie, gdy pomagaliśmy funkcjonariuszom Policji umieścić go w radiowozie. Byłem tam jako prywatna osoba, nie jako Burmistrz. Bo ten człowiek potrzebował pomocy, a nikt nie reagował. Bo każdy się boi zadzwonić, bo pierwszy jest wywiad, trzeba podać imię i nazwisko. A gdy zapytano, czy pił czy nie pił, odpowiedziałem, że nie mam w kieszeni alkomatu. Leży człowiek, któremu trzeba pomóc. Pomagałem, bo nie było mi obojętne, co dzieje się z tym człowiekiem.
Obywatel G. to postać znana Policji i Straży Miejskiej. Zresztą nie jest jedynym, którzy mają "gdzieś" prawo. Tym, bardziej, że wiedzą już chyba doskonale, że Polskie prawo jest wobec nich bezbronne. Dlatego, mimo, że każdy z nich ma po kilkanaście nałożonych kar finansowych, nadal terroryzuje miasto. Takich szczególnie uciążliwych społecznie mieszkańców, jak wylicza Komendant SM, Tomasz Dziedziński, w naszym grodzie jest 15- stu, .
Dlatego mówienie, że SM nic nie robi, że Policja nic nie robi jest nieprawdą. Bo te służby robią to, na co, wobec tychże ludzi, robić pozwala prawo. A jak już widzimy z relacji świadka - prawo nie pozwala na nic. Wręcz każe takiemu choremu na alkoholizm pomagać. I to mimo, że niejeden z przedstawicieli służb chciałby, w nerwach zrobić coś innego z takim, to prawo nie pozwala.
Bo ani Straż Miejska, ani Policja nie może nic takiemu zrobić. Po prostu - Polskie Prawo nie zawiera zapisów, które za sam fakt społecznej uciążliwości, nałogowego pijaństwa i popełniania drobnych występków pozwoliłoby z takim delikwentem zrobić porządek.
Stąd w gminie dochodzi do niemal codziennych ekscesów, których bohaterami są "patologusy". Nie bójmy się użyć tego określenia - trudno w miarę delikatnie określić ludzi, którzy czując się bezkarnie, robią co chcą. Ale to, że oni pozwalają sobie na takie występki, to nasza wina. Bo służby porządkowe nie mogą nic im zrobić, dopóki my, obywatele nie będziemy wspólnie z nimi walczyć. I nie chodzi tu o walkę wręcz - ta zakończyła by się sromotną porażką ledwo trzymających się na nogach, bohaterów tychże licznych występków.
Są trzy metody walki - takiego człowieka musi ubezwłasnowolnić rodzina, skazując takiego delikwenta na leczenie od nałogu, taki człowiek musiałby sam się zgłosić do OPS z prośbą o leczenie z nadzieją powrotu do społeczeństwa jako zdrowy człowiek.
Niestety - te metody są i będą bezskuteczne dla większości lokalnych pijaczków, którym życie na marginesie po prostu odpowiada. I tu właśnie wchodzi trzeci sposób pozbycia się takiego osobnika ze społeczeństwa na jakiś przynajmniej czas, z nadzieją, że już nie powróci na tenże margines.
Ale to wymaga od każdego z nas odwagi i chęci - musimy po prostu zgłaszać występki tychże delikwentów. Zgłaszać cokolwiek, co nam przeszkadza w postępowaniu i zachowaniu takiego obywatela. To, że leży pijany na rynku, że niszczy moje, czy czyjeś mienie, że kradnie, brudzi, budzi obrzydzenie, itd. Tylko wówczas, gdy takich zgłoszeń w Straży Miejskiej lub Policji będzie dosyć, do akcji wkracza Prokurator, który może odseparować takiego uciążliwego społecznie "patologusa" na odpowiedni czas.
A więc - od nas zależy, czy w końcu uwolnimy miasto z tych ludzi. Czy wyślemy ich na dłuższy czas w dobrze odseparowane miejsce, gdzie mając dużo czasu, może zrozumieją, jak bardzo są uciążliwi społecznie.
Dobry artykuł!1
Nie lubię0